Zima, pszczoły i pszczelarz... / Strona główna <

Zima, pszczoły i pszczelarz...

Klimat naszego kraju stwarza nienajlepsze warunki do prowadzenia pasiek. Polska leży w strefie klimatu umiarkowanego chłodnego, co wynika z średnich temperatur w ciągu roku oraz z liczby dni zimnych i ciepłych. Tych pierwszych jest znacznie więcej i to determinuje możliwości produkcyjne naszych pszczółek. Mało tego, nie wszystkie z tych dni ciepłych są słoneczne – w Polsce dni pochmurnych jest więcej niż połowa.
Dlatego nasze pszczoły większość czasu spędzają w ulach. Okres od października do początku kwietnia, a więc bite pół roku, to zimowla, gdy pszczoły gniazda opuszczają rzadko i to tylko w celach higienicznych, a nie produkcyjnych. W pozostałych sześciu miesiącach połowę dni śmiało można odliczyć na chłody i deszcze, bowiem lata o idealnej pogodzie, bardzo ciepłe i suche, zdarzają się sporadycznie. Można to prześledzić chociażby na przykładzie mijającego sezonu. Chłodny kwiecień, długotrwałe załamanie pogody w maju i czerwcu oraz deszczowy sierpień zajęły dokładnie połowę czasu, w którym pszczoły mogły cokolwiek robić. A przecież w tych pozostałych sumarycznych trzech ciepłych miesiącach tylko niektóre dni przypadają na występowanie liczących się pożytków. W niektóre lata pszczoły mają więc tylko kilkanaście dni na zebranie miodu, którym w dodatku muszą się podzielić z pszczelarzem! Nic więc dziwnego, że pszczoła w tradycji uważana jest za święty wzór pracowitości, bo osiągnięcie tak dużych wyników produkcyjnych w tak krótkim czasie wydawać się może rzeczą nadprzyrodzoną.

 


Jednak z punktu widzenia natury nie ma w tym nic niezwykłego, o czym świadczy obecność pszczół na naszych terenach „od zawsze”. Pszczoły w środku i na północy Europy były długo przed przybyciem ludzi, były przed ostatnim zlodowaceniem i po nim, i pewnie tutaj zostaną. Pożytki, z jakich korzystają nasze pasieki nie zawsze różnią się składem gatunkowym od tych wykorzystywanych przez podopieczne średniowiecznych bartników, a jeżeli już to niekoniecznie na naszą niekorzyść. Miejsce kwitnących wiosną krzewów i zagajników zajęły sady owocowe i rzepaki. Liczące po kilkanaście hektarów plantacje malin są znacznie wydajniejsze niż występujące na polanach leśnych dzikie malinniki. Nie można zapomnieć o akacjach, panujących obecnie królowych wczesnoletniego pożytku, których przed kilkuset laty jeszcze w Polsce nie było. Zamiast lasów lipowych, które przed tysiącem lat rosły tam, gdzie obecnie są najlepsze gleby uprawiane rolniczo, pszczoły mają facelię, ogórecznik, nostrzyki, rzepik, gorczycę i wiele innych upraw polowych, że nie wspomnę o gryce. Z wrzosów i spadzi może korzystać wiele pasiek normalnie stacjonujących gdzie indziej, oczywiście dzięki gospodarce wędrownej. Przegorzany, kłosowce, trędowniki, nawłocie – to gatunki wprowadzone na nasze tereny przez ludzi, przede wszystkim właśnie przez upartych pasieczników.
Do tego nasze pszczoły mają też pszczelarza, który w okresach niepogody i braku pożytku może je poratować cukrem, nie mówiąc już o skrupulatnym nakarmieniu na zimę, prawidłowym ułożeniu zapasów, doborze właściwych plastrów i zabezpieczeniu przed chorobami i szkodnikami.

 


W tym kontekście nie tylko nie zawsze sprzyjające warunki pogodowe w czerwcu i lipcu, ale i długa, mroźna zima nie jawi się czymś wyjątkowo niekorzystnym. Dla pszczół europejskich przeżycie zimy jest normalnym procesem życiowym, takim jak wiosenny rozwój, budowa gniazda, gromadzenie zapasów czy rójka. Do przetrwania tego niesprzyjającego okresu, kiedy nie tylko nie ma w polu nic do jedzenia, ale jest bardzo zimno, pszczoły wykorzystują jedno ze swoich wrodzonych zachowań, jakim jest zbijanie się w grona.
Tworzenie gron (kłębów) można zaobserwować u pszczół w wielu mniej lub bardziej „normalnych” sytuacjach, w których się one znalazły. W kłąb zbijają się zgromadzone na szybie w pracowni lub w magazynie pszczółki niechcący przyniesione z plastrami z miodem. Duże grono tworzą pszczoły wchodzące w skład roju. Formę grona przyjmują pszczoły wylegające w czasie upałów na przednią ścianę zbyt ciasnego ula lub gromadzące się w przestrzeni poza gniazdem, pod daszkiem. Niewielkie grono tworzą pszczoły próbujące zabić niechcianą matkę dopiero co poddaną przez pszczelarza lub walczące z szerszeniem, który z niecnymi zamiarami wdarł się do ula. Z naszego punktu widzenia wynika, że pszczoły „kłębią się” w sytuacjach niezwykłych, gdy grozi im jakieś niebezpieczeństwo.
Takim zagrożeniem jest również zimno. Pszczoły są gatunkiem wybitnie ciepłolubnym o czym często zapominają niektórzy pszczelarze starający się na wszelkie sposoby schładzać gniazda. Tymczasem same pszczoły bardzo oszczędnie gospodarują ciepłem, szczególnie w naszym klimacie, gdzie dni gorących jest naprawdę niewiele, zaś temperatury nocą nawet w samym środku lata zmuszają pszczoły do produkowania ciepła ze zgromadzonego wcześniej zapasu. Przez większą część roku temperatura w środku gniazda nie spada poniżej 34° C, podczas gdy na dworze tak ciepło jest zaledwie przez kilka dni w roku i to nie we wszystkie lata. Dlatego pszczelarz nie powinien walczyć z ciepłem w ulu, zwłaszcza zimą, ponieważ nigdy nie będzie go za dużo, o czym pszczoły doskonale wiedzą i tworzą zwarty, ciepły, bezpieczny kłąb zimowy. Natomiast wrogiem dobrej zimowli jest zbyt duża wilgotność powietrza i z nią pszczelarz musi walczyć wszelkimi sposobami.

 


Pszczoły z natury swojej „wiedzą”, że w od momentu gdy dzień zaczyna się skracać, nieuchronnie zbliża się zima. Trwający od wczesnej wiosny dynamiczny rozwój rodziny ulega spowolnieniu, aż w końcu, gdy na zewnątrz robi się coraz chłodniej, nie przybywa też w gnieździe zapasów, całkowicie ustaje. Młode pszczoły przestają karmić czerw i chociaż niektóre matki mogą próbować składać jajeczka nawet w grudniu lub w styczniu, są one usuwane, ewentualnie wylęgłe z nich larwy zjadane. Pszczoły oszczędnie gospodarują tak zapasami, jak i swoją bezcenną energią życiową. Mimo wszystko jednak muszą utrzymać w środku gniazda temperaturę dosyć wysoką w porównaniu z tą na zewnątrz ula. W kłębie pszczół zimujących nie spada ona poniżej 22° C, chociaż najczęściej oscyluje wokół 30°. Dlatego cały czas spożywane są zapasy cukrowe, co prawda w niewielkich ilościach zwłaszcza na początku zimy. Niemniej nawet te niewielkie ilości „spalonego” w organizmach pszczół cukru stają się pokaźnym, jak na kubaturę ula, źródłem pary wodnej i dwutlenku węgla.
Zużycie zapasów w pierwszej części zimowli jest niewielkie i nie przekracza w średniej siły rodzinie 20 g na dobę. Do „spalenia” zawartych w nich cukrów potrzeba około 15 litrów tlenu, zawartego w ponad 70 litrach powietrza atmosferycznego. W wyniku tej przemiany powstaje prawie 90 litrów produktów gazowych, w których skład wchodzi ponad 15 litrów pary wodnej. To bardzo dużo zważywszy, że kubatura na przykład ula Wielkopolskiego (jednego korpusu) to zaledwie 39 dm3, w czym powietrze zajmuje zaledwie połowę, ponieważ reszta to ramki, plastry, zapasy i pszczoły. Codziennie te 90 litrów produktów przemiany materii musi być wydalone z ula i wymienione na świeże powietrze. Dlatego tak ważna jest wentylacja, która jednak nie może polegać na zrobieniu w ulu przeciągu. Przeciągi bardzo niekorzystnie wpływają na zdrowie wszystkich organizmów, nie tylko pszczół. Jak duża jest różnica między przeciągiem a prawidłową wentylacją łatwo zrozumieć, jeżeli zechcemy się ochłodzić i zrobimy to spacerując na dworze lub stojąc w przewiewnej bramie czy korytarzu. W obydwu przypadkach będzie się odbywać wymiana gazowa między naszym organizmem i środowiskiem zewnętrznym, z jakże jednak różnym skutkiem.
Tak samo te zjawiska odczuwa zimująca rodzina pszczela. Pszczołom należy zapewnić więc wentylację, ale nie można ich umieścić w przeciągu. Powinni mieć to na uwadze pszczelarze prowadzący pasieki w ulach zbudowanych z materiałów nieprzepuszczalnych (styropian, poliuretan). Wiadomo, że z takich uli wilgoć uchodzi znacznie trudniej niż z drewnianych czy słomianych, dlatego producenci wykonują w nich szereg otworów wentylacyjnych. Usprawniają one cyrkulację powietrza do tego stopnia, że wnętrze ula przypomina komin. Nie będzie wtedy w ulu co prawda wilgoci, ale wynik zimowli też będzie mizerny. Pszczoły bowiem, zmuszone do utrzymywania wysokiej temperatury swojego kłębu w tak niekorzystnych warunkach wyczerpią się szybko, większe też będzie zużycie zapasów.

 


Dlatego dobrym rozwiązaniem konstrukcyjnym w ulach nieprzepuszczalnych jest zastosowanie osiatkowanej dennicy. Co prawda nie przeprowadzono konkretnych badań naukowych dotyczących zimowli pszczół w Polsce z zastosowaniem takich dennic, niemniej obserwacje wielu praktyków, w tym dzielącego się z nami swoją wiedzą pana Josa Guth’a z Luksemburga wskazują, że może to być rozwiązanie najbardziej optymalne. W ulu, w którym część dna stanowi siatka, oczyszczanie powietrza z nadmiernej ilości pary wodnej i dwutlenku węgla następuje nie tyle za zasadzie wywiewania zużytego powietrza, co dzięki dyfuzji. Jest to naturalna dążność roztworów (zarówno gazowych jak i ciekłych) do wyrównania stężeń w całym układzie, a więc w tym przypadku w powietrzu ulowym i zewnętrznym. W gnieździe znajduje się za dużo pary wodnej i dwutlenku węgla, wtedy ich cząsteczki przemieszczają się na zewnątrz. Z kolei wokół ula więcej jest tlenu i „stara się” on dostać do jego środka, by tam wzrosło jego stężenie. Następuje to przez zasiatkowany otwór w dennicy, nie wpływając zasadniczo na temperaturę w ulu. Na tej samej zasadzie wymiana gazów przebiega w ulach ze słomy, trzciny i sitowia, a także w starych ulach drewnianych. W ścianach takich uli jest dużo niewielkich szczelin, zbyt małych by dmuchał przez nie wiatr, lecz wystarczających dla dobrej wymiany gazowej.
Właściwa wentylacja i spokój w pasiece to najważniejsze czynniki decydujące o dobrej zimowli pod warunkiem, że pszczelarz o wszystkim innym pomyślał latem. Rodziny na pewno przezimują, jeżeli wchodzące w ich skład pszczoły są w dobrej kondycji, jest dosyć zapasów i oczywiście w ulach są matki, a warroza została właściwie zdiagnozowana i na czas zwalczona. Poza tym nie ma już w pasiece nic do roboty, każda zaś ingerencja w życie rodziny pszczelej przed jej wiosennym rozbudzeniem spowodować może tylko straty. Dlatego, jeżeli daszki są szczelne i zabezpieczone przed zrzuceniem przez wiatr, a ule pewnie stoją na solidnych podstawkach i twardym gruncie bez obawy podmycia w czasie wiosennych roztopów, z nadzieją i optymizmem możemy czekać na nowy sezon, oby nie gorszy niż ten ostatni.

 

Sławomir Trzybiński

 
> Galeria zdjęć (losowe zdięcia)
Dodano: 2009-04-24 Dodano: 2009-09-30 Dodano: 2010-11-13 Dodano: 2010-11-13