Wiosna, wiosna / Strona główna <

Wiosna, wiosna

Dopiero wiosną prawdziwą, tą z kwitnącym podbiałem i skowronkami dzwoniącymi na błękitnym, czystym niebie, można wyruszyć do pasieki by sprawdzić, co potrzeba pszczołom. Wcześniej ingerencja pszczelarza mogła im bardziej zaszkodzić niż pomóc. Zresztą na dobrą sprawę i teraz tradycyjnie wykonywane przez większość pszczelarzy zabiegi nie są do niczego potrzebne, pszczoły bowiem same zrobią to, co do nich należy, nie trzeba więc im w tym przeszkadzać.
Taka rada może się wydać dziwna każdemu, kto przyzwyczaił się „pomagać” pszczołom już od pierwszych wiosennych dni. Wszelkie podręczniki zalecają bowiem w pierwszej kolejności podmiatanie osypu zimowego, wymianę i odkażanie dennic, wymianę zawilgoconych poduszek i mat oraz usuniecie nadmiaru nie obsiadanych przez pszczoły plastrów. Później proponuje się odsklepianie zapasów, mające na celu zintensyfikowanie czerwienia i pozbycie się pozostałych po zimie zapasów cukrowych. Następnie można wyrównywać siłę rodzin, zasilając słabsze czerwiem i pszczołami z silniejszych, a silniejsze osłabiając. W ulach wielokorpusowych zaś polecane jest przestawianie korpusów, mające jeszcze bardziej przyspieszyć rozwój będących w znakomitej kondycji rodzin. By z kolei oszczędzić sił wyczerpanym zimowlą pszczołom, powinno się wstawić do uli poidełka z czystą, najlepiej ciepłą wodą. Zaś rodziny, które powinny wykorzystywać pierwsze pożytki wiosenne, dobrze jest podkarmiać, by jeszcze bardziej przyspieszyć ich rozwój.
Czy te wszystkie prace są naprawdę potrzebne? A może da się je zastąpić innymi zabiegami, wykonanymi odpowiednio wcześniej, nie angażującymi w takim stopniu pszczelarza i nie przeszkadzającymi pszczołom. Każde bowiem zajrzenie do ula wczesną wiosną to nie tylko niepokojenie pszczół, po którym muszą długi czas „dochodzić do siebie”. To również obawa schłodzenia gniazda, podczas gdy to cenne ciepło wytwarzane jest przez ciągnące ostatkiem sił pszczoły urodzone jeszcze w zeszłym roku, mające za sobą już i długą zimę, i karmienie tegorocznego czerwia. Dlatego warto przyjrzeć się prawdziwym potrzebom pszczół w tym okresie oraz efektom i kosztom niektórych zabiegów, tradycyjnie wykonywanym przez wielu pszczelarzy na początku wiosny.
Przeglądając literaturę i czasopisma pszczelarskie można znaleźć opisy wielu metod wiosennego poprawiania kondycji rodzin pszczelich lub wręcz ich ratowania. Wszystkie porady dotyczą okresu po pierwszym oblocie, gdy pszczoły już na dobre pracują, a temperatura przynajmniej w dzień jest na tyle wysoka, że w ulach można wykonywać różne zabiegi. Nie znajdzie się za to zaleceń, jak postępować z najsłabszymi rodzinami wcześniej, na przedwiośniu, zwłaszcza wtedy gdy mimo kalendarzowej wiosny zima trwa w najlepsze. Jedyna propozycja to ratowanie zagrożonych głodem pszczół przez podanie na powałkę „placka” z ciasta miodowo – cukrowego. W każdym opisywanym przypadku konieczność pomagania pszczołom wynika z błędów popełnionych w czasie przygotowania pasieki do zimy. Ratunku potrzebują tylko niektóre rodziny, czy to z różnych przyczyn słabe, czy też zagrożone głodem. Inne rozwijają się normalnie, a niektóre są w tak dobrej kondycji, że czerw i pszczoły z nich można użyć do zasilenia słabszych rodzin, bez większego uszczerbku dla samych „dawców”. Często nawet takie osłabienie najdynamiczniej rozwijających się rodzin będzie dla nich korzystne, ponieważ zapobiegnie wchodzeniu ich w nastrój rojowy. Są więc rodziny, które nie dość że nie potrzebują pomocy, która przyspieszyłaby ich rozwój, to jeszcze trzeba je w rozwoju hamować. Warto się więc zastanowić, jakie są przyczyny ich nadzwyczajnej kondycji i czynniki te zastosować w pozostałej, słabszej części pasieki.

 


Główna tajemnica dobrej zimowli i dużej siły rodzin już od pierwszych dni wiosny tkwi w ich kondycji pod koniec lata. Silne rodziny o właściwym składzie biologicznym zgromadzą więcej zapasów na zimę, nie będą bowiem ulegać rabunkom. Również pierzgi będzie w nich więcej, gdyż w silnych rodzinach jest dużo zbieraczek, wykorzystujących każdy ciepły jesienny dzień na loty po pyłek. Zimą silne rodziny nie wyczerpują się tak szybko, jak słabe, ponieważ każda z pszczół mniej się napracuje przy wytwarzaniu ciepła. Wynika to ze stosunku powierzchni kłębu zimowego do liczby pszczół: w słabych rodzinach na każdą pszczołę przypada większa powierzchnia kłębu, z przez którą ciepło wydostaje się na zewnątrz, niż w silnych. Wytwarzanie ciepła to wyczerpująca praca, dlatego pszczoły w słabych rodzinach szybciej się starzeją i żyją krócej. Pszczół ubywa więc w nich szybko, większy jest osyp zimowy i przy przedłużającej się zimie może dojść do sytuacji, że w marcu - kwietniu w ulu zostanie matka otoczona garstką dygocących z zimna i głodu robotnic. Mało tego, wzmożone spożywanie pokarmu przez pszczoły w środku zimy sprawia, że zaczynają one wytwarzać mleczko, którym karmią matkę. W gnieździe pojawia się czerw, który nie tylko trzeba karmić i ogrzać, ale na którym zaczynają się reprodukować przebywające dotychczas na pszczołach roztocze Varroa.
Natomiast w silnych rodzinach zużycie zapasów zimowych jest mniejsze, później zacznie się czerwienie, a tworzony przez pszczoły kłąb zimowy jest bardziej termicznie stabilny i odporny na gwałtowne zmiany temperatury oraz długotrwałe mrozy. Gdy zaś rodzina zacznie się rozwijać, czerwienie trwa nieprzerwanie bez względu na nawroty zimy, bowiem silnej rodzinie łatwo jest utrzymać wysoką temperaturę w gnieździe i nie powoduje to nadmiernego wyczerpania pszczół. Oczywiście siła rodzin zależna jest w pierwszym rzędzie od kondycji matki oraz od zdrowotności pszczół. Zwłaszcza poziom porażenia pasieki warrozą odgrywa tutaj niebagatelną rolę, zdarza się bowiem, że rodziny jeszcze w sierpniu obsiadające 8 ÷ 10 ramek w ciepły dzień października nagle znikają, co pszczelarz zauważa dopiero wiosną. Mechanizm znikania pszczół polega na opuszczeniu gniazda przez silnie porażoną przez warrozę rodzinę, podczas gdy w ulu pozostaje zapas zimowy i odrobina jesiennego czerwia. Jeżeli pszczoły z innych rodzin jesienią nie zrabują pozostawionych zapasów, pszczelarz wiosną będzie się głowił, co mogło się stać z rodziną, która nie spożyła zapasów, ale też nie zginęła w czasie zimy, bowiem w ulu nie ma w ogóle osypu. Jeżeli chora rodzina ula nie opuści jesienią, bardzo osłabnie przez zimę i osypie się na przedwiośniu, albo zginie w czasie któregoś z nawrotów zimy w marcu lub na początku kwietnia. Wpływ innych chorób na wiosenną siłę rodzin nie jest tak spektakularny, ponieważ chore rodziny pod koniec sezonu są na ogół słabe i nie jest zaskoczeniem ich mizerna kondycja wiosną lub zupełne osypanie się zimą.
Jak więc widać, jaki sierpień, takie nie tylko przedwiośnie, ale i wiosna w pasiece, bowiem rozwój rodzin w pierwszym rzędzie zależy od ich kondycji przed zimą. Rodziny silne zaczynają się rozwijać we właściwym czasie, ale nie za wcześnie, co jest domeną słabych pni, dla których przeżycie zimy jest prawdziwą walką. Gdy rozwój się rozpocznie, jest dynamiczny, nie brakuje bowiem pokarmu, nie ma też przerw w czerwieniu spowodowanych nawrotami chłodów. W całym gnieździe jest utrzymywana wysoka temperatura i dla pszczół nie jest kłopotem przenoszenie zapasów ze skrajnie położonych ramek, na co rodziny słabe mogą sobie pozwolić tylko w najcieplejsze dni. W pierwszych promieniach wiosennego słońca jedne zbieraczki wyruszają po pyłek z podbiału i wierzb, a inne przynoszą wodę, co nie jest z ich strony żadnym poświęceniem i bynajmniej nie prowadzi do osłabienia rodzin. Stare pszczoły, które teraz wylatują po pyłek i wodę, i tak zginą w ciągu kilku najbliższych dni, ale w silnej rodzinie szybko są zastępowane przez nowe pokolenia robotnic, wychowane na pochodzących z przedzimowego dokarmiania zapasach cukrowych i zbieranym jesienią pyłku. Nie trzeba więc tracić czasu i pieniędzy na budowanie poidełek ulowych i podawanie w nich wody, co może być szczególnie kłopotliwe i kosztowne, gdy pasieka jest oddalona od domu pszczelarza. Odpada też pracochłonne odsklepianie pozostałych po zimie zapasów, które doskonale pobudza słabsze rodziny do rozwoju. Rodziny silne nie czekają aż pszczelarz z „widelcem” znajdzie dla nich czas w ciepłą sobotę, tylko zagospodarowują te zapasy same i karmią nimi czerw, którego z dnia na dzień jest coraz więcej. Przy okazji wszystek cukier nie wykorzystany przez zimę będzie zjedzony i nie zafałszuje pierwszego wiosennego miodu. W ulach, zagospodarowanych przez silne rodziny nie ma pleśni i wilgoci, nie trzeba wymieniać zawilgoconych zatworów, mat i powałek. Nawet wymiana dennic jest niepotrzebna, ponieważ pszczoły same usunęły martwe pszczoły i wszelkie „śmieci” pozostałe po zimie. Nie trzeba zmniejszać gniazd ani usuwać zapleśniałych plastrów z fermentującymi zapasami, ponieważ wszystkie ramki są obsiadane przez pszczoły. Raczej trzeba się przygotować na rychłe poszerzanie gniazd suszem lub nawet węzą, gdyż pszczoły zaczynają już budować dzikie plasterki na skraju gniazd i za zatworem. Podkarmianie nie jest potrzebne, ponieważ pszczoły z wychowem czerwia radzą sobie same i w ciągu jednego ciepłego dnia zdążą zgromadzić w skrajnych plastrach nakrop, a w ramkach sąsiadujących z czerwiem świeży pyłek. Niedługo więc trzeba będzie pomyśleć o dodaniu nadstawek.

 


Co roku każdy pszczelarz może wskazać w swojej pasiece rodziny, które wyszły z zimy w bardzo dobrej kondycji i szybko rozwijały się od pierwszych dni wiosny. Nie ma przy tym znaczenia typ ula, okazuje się bowiem, że są one i w ulach Wielkopolskich, i Warszawskich, pod warunkiem, że są one szczelne, ciepłe i suche. Nie gra tutaj roli ustawienie ula względem stron świata i jego umiejscowienie na pasieczysku: w jednym roku dynamicznie rozwijają się jedne rodziny, w drugim inne. Jedna tylko obserwacja powtarza się co roku regularnie. Otóż te najlepsze, charakteryzujące się dużą siłą i dobrym rozwojem wiosennym rodziny, w poprzednim sezonie miały wymienione matki na młode i wszystkie przy nich prace, łącznie ze zwalczaniem warrozy, zostały wykonane terminowo.
Celem pszczelarza powinno być posiadanie tylko takich rodzin w całej pasiece, nie zaś opracowywanie metod służących ratowaniu słabych rodzin i przyspieszaniu rozwoju tych średnich. Korzyści z tego wynikające nie podlegają dyskusji: pasieka jest gotowa do pracy już na najwcześniejszych pożytkach, a „urlop” pszczelarza, trwający od września – października jest o ponad miesiąc dłuższy, wszystkie bowiem prace wykonywane dotychczas przez niego przejmują pszczoły. W pasiece składającej się tyko z silnych rodzin pierwszą wiosenną czynnością jest dostawienie nadstawek, które przez nie mieszczące się w gniazdach pszczoły zostaną szybko zagospodarowane i zapełnione miodem. Najczęściej przy tej okazji do gniazda wstawia się pierwszą węzę, a w ulach korpusowych (Wielkopolskie, Ostrowskiej, Langstroth’a) przenosi się do dostawianej miodni 2 ÷ 3 ramki z czerwiem. Kolejny raz zagląda się do uli w czasie trwania pierwszego pożytku towarowego (mniszek, rzepik, rzepak), by dać drugą partię węzy oraz, jeśli istnieje taka potrzeba, dostawić kolejną nadstawkę (korpus) na miód.
By jednak tak się stało, rodziny muszą wyjść z zimy w iście wystawowej kondycji, do czego przygotowuje się je w poprzednim sezonie. W większości naszych pasiek jest na to dosyć czasu, ponieważ okres pożytkowy kończy się na lipie lub nawet wcześniej. Do jesieni zostają prawie trzy miesiące, które należy wykorzystać na rozbudowanie siły rodzin, przygotowanie właściwej jakości zapasów i ich odpowiednie ułożenie w gniazdach, wymianę matek oraz zwalczenie warrozy. Do odpowiedniej siły rodziny się doprowadza przez podkarmianie po ostatnim miodobraniu, które w takich pasiekach ma miejsce w połowie lipca. Po uzupełnieniu „żelaznego” zapasu (4 ÷ 5 kg miodu na rodzinę) podaje się jeszcze 2 ÷ 3 razy kilkulitrowe dawki syropu w odstępach tygodniowych. Powoduje to gwałtowne rozczerwienie się matek, z którego to czerwia zostaną wychowane pszczoły mające przeżyć zimę. Około połowy sierpnia czerw ten zaczyna się masowo wygryzać, zwalniając w plastrach miejsce na zapasy zimowe, które w tym momencie należy zacząć uzupełniać. Pszczoły wygryzające się w sierpniu nie będą przerabiać syropu, zajmą się tym starsze robotnice, którym ta ciężka praca nie zaszkodzi, gdyż i bez tego został im nie więcej niż 1 miesiąc życia. Zapasy zostaną ułożone w środku gniazda, w komórkach plastrów opuszczonych przez wygryzające się pszczoły. To skutecznie zahamuje dalsze czerwienie, teraz zupełnie niepotrzebne, ponieważ pszczoły, których zadaniem jest przezimowanie, zostały już wychowane. Matki w tak ekstensywnie prowadzonej pasiece wymienia się co dwa lata i można to zrobić w czerwcu, przy okazji ograniczając tym zabiegiem czerwienie w czasie ostatniego pożytku – wtedy można nawet poddawać matki nieunasiennione. Drugi termin wymiany to czas po ostatnim miodobraniu, ale wtedy powinno się wymieniać matki na unasiennione czerwiące, ponieważ nie można już sobie pozwolić na trwającą nawet do dwóch tygodni przerwę w czerwieniu. Bardzo skutecznym sposobem jest poddawanie matek po zakończeniu okresu pożytkowego wraz z przygotowanym wcześniej odkładem, w którym młoda matka czerwi już od paru tygodni. Dzięki temu kondycja takiej matki jest dobrze znana, przerwy w czerwieniu nie będzie, a straty przy poddawaniu zostaną wyeliminowane prawie do zera. Odkłady takie tworzy się po którymś z wcześniejszych pożytków, najczęściej po rzepaku lub akacji, zabierając silnym, zagrożonym wyrojeniem rodzinom 2 ÷ 3 ramki z czerwiem zasklepionym i pszczołami. Przewozi się je na inne miejsce (by lotne pszczoły nie wróciły do macierzaków) i poddaje się im matki. Tutaj też można poddać matki nieunasiennione, ponieważ będą one miały jeszcze dużo czasu, by się unasiennić i rozczerwić. Takie matki „jednodniówki” są też znacznie tańsze od czerwiących, co nie bez znaczenia jest wobec wciąż obniżającej się rentowności chowu pszczół. Czas do zakończenia pożytku w zupełności wystarczy by ocenić kondycję czerwiących w odkładach młodych matek, dzięki czemu rodzinom zasadniczym będzie je można poddać bez żadnego ryzyka. Do wykonania takich niewielkich odkładów nie potrzeba uli z prawdziwego zdarzenia, wystarczą kilkuramkowe uliki wykonane z płyty pilśniowej, cienkich desek lub utwardzonego styropianu. Po ostatnim miodobraniu (po lipie) w tych rodzinach, gdzie matki są dwuletnie i starsze, likwiduje się je i po kilku godzinach przenosi się do nich odkłady z młodymi matkami. W zasadzie nie są potrzebne tutaj żadne środki bezpieczeństwa, matki „wprowadzane” do nowej rodziny przez pszczoły z odkładu są bardzo dobrze przyjmowane. Jednak bardziej ostrożni pszczelarze nową matkę wolą wyszukać i w poddać w klateczce zamkniętej „na ciasto”.
W omawianym systemie gospodarki dużo czasu pozostaje też na zwalczanie warrozy. Przy silnym porażeniu trzeba ją niszczyć natychmiast po odebraniu ostatniego miodu, po czym leczenie powtarza się po dwóch tygodniach i później jeszcze jesienią. Jeżeli roztocze w rodzinach występują sporadycznie, wystarczy jeden zabieg wykonany po jesiennym dokarmieniu. Ponieważ w ulach nie ma miodu przeznaczonego do spożycia, do zwalczania warrozy można zastosować każdy z dostępnych środków leczniczych.
Inaczej przygotowuje się do zimy (a przy okazji do wiosennych zbiorów w przyszłym sezonie) rodziny w pasiekach pracujących na późnych pożytkach, trwających do końca lata. Rodziny wyczerpane tak długim sezonem produkcyjnym są przed zimą w mizernej kondycji, zwłaszcza jeśli pracowały na pożytku spadziowym, a czeka je jeszcze przygotowanie zapasów na zimę Wszystko to nie rokuje dobrej zimowli, tym bardziej więc nie będzie można mówić o skutecznym wykorzystaniu najwcześniejszych pożytków. Takie rodziny wiosną trzeba będzie ratować i wzmacniać, często łącząc je ze sobą, zwłaszcza jeśli pogoda na przedwiośniu nie będzie sprzyjała dobremu rozwojowi. Zanim więc pasieka zostanie odbudowana do poziomu sprzed roku, bezproduktywnie minie cały sezon, na co oczywiście nie można sobie pozwolić. Należy więc zazimować silne rodziny, które można uzyskać metodą podobną do opisanej wcześniej, polegającą na przygotowaniu wczesnych odkładów. Taki odkład, wykonany jeszcze w maju po pożytku z rzepaku lub nieco później, po akacji lub malinach, do połowy sierpnia rozwinie się w silną rodzinę. Jeżeli w okolicy pasieki, w której te odkłady stacjonują brakuje pożytku, należy je karmić syropem lub inwertem, co jest znakomitą inwestycją i niewielkim wydatkiem przy korzyściach, jakie uzyska się wykorzystując w przyszłym sezonie wychowane z nich silne rodziny. W sierpniu karmi się je na zimę obficie, a po powrocie zasadniczej pasieki z ostatniej wędrówki, wyczerpane pracą rodziny dołącza się do silnych, zdrowych odkładów. Uzyskane w wyniku połączenia silne rodziny trzeba jeszcze dokarmić, ale nie ucierpią na tym młode pszczoły, bowiem syrop będą pobierać „przyzwyczajone” już do pracy zbieraczki z przywiezionych rodzin. Po wygryzieniu się ostatniego czerwia zwalcza się warrozę i spokojnie można czekać na maj. Wcześniej zabiegi przeciwko warrozie należało wykonać w odkładach, najlepiej niedługo po ich utworzeniu, gdy wygryzł się wszystek czerw a matki jeszcze na dobre nie zaczęły czerwić.
Tak przygotowane rodziny przezimują w dobrym stanie i wiosną nie będą wymagały żadnej interwencji oprócz wspomnianego już dodawania węzy i nadstawek oraz wirowania miodu. Silne rodziny z młodymi matkami same rozwijają się dynamicznie bez pomocy pszczelarza, który chcąc podopiecznym zapewnić „gwiazdkę z nieba”, swoim postępowaniem często im przeszkadza. Na dobrą sprawę większość racjonalnie prowadzonych pasiek z zimy wychodzi w dobrej kondycji i pszczoły w nich z rozwojem wiosennym poradziłyby sobie same. Jednak pszczelarz, od pokoleń przyzwyczajony ingerować w naturę, nierzadko przypisuje wykonywanym przez siebie zabiegom zbawczą moc, ratującą przed nieszczęściem rzekomo zależne od niego pszczoły. Tymczasem prawdziwa moc i potęga tkwi nie w nas, lecz w przyrodzie, której niezbywalną częścią zawsze były i będą nasze pasieki.


Sławomir Trzybiński

 
> Galeria zdjęć (losowe zdięcia)
Dodano: 2010-05-15 Dodano: 2009-04-24 Dodano: 2009-07-08 Dodano: 2009-07-12