Słodka robota / Strona główna <

Słodka robota

Pszczoły to jego przyjaciele. Daje im swoją miłość, w zamian dostaje miód.

Stanisław Jendrzejewski znany jest jako były burmistrz, a obecnie radny Rady Miejskiej w Łobżenicy. Wiele osób zna go też jako wytrawnego myśliwego i prezesa koła łowieckiego „Dzik”. Mało kto wie natomiast, że pan Stanisław jest znakomitym i doświadczonym pszczelarzem.

Półtora hektara ziemi, niewielka altana i starannie przygotowana, licząca prawie czterdzieści uli, pasieka nad brzegiem jeziora w Dźwiersznie. Tutaj Stanisław Jendrzejewski spędza większość wolnego czasu. Myli się jednak ten, kto myśli, że to jedynie miejsce wypoczynku. Były burmistrz spędza tu czas tak samo pracowicie, jak jego pszczoły.

Zaczynał od sześciu pni

- Moja przygoda z pszczołami zaczęła się na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Pszczelarstwem zainteresował mnie mój kolega Jerzy Jaruzal – wspomina Stanisław Jendrzejewski.

Zaczynał od zaledwie sześciu pni – tak na ule mówią pszczelarze. Ich liczba wzrastała bardzo szybko. W następnym roku miał ich już trzynaście i tak co roku dokładał po kilka, aż w pewnym momencie pasieka rozrosła się do stu dwudziestu sztuk.

- Zajmowaliśmy się tym wspólnie z kolegą Janem Sikiem z Luchowa. On miał około trzydziestu pni. W tamtych czasach pszczelarstwo było dochodowym zajęciem. Kilogram miodu kosztował tyle, co dziesięć kilo cukru. Pamiętam, że za miód, który sprzedałem, kupiłem pierwszy kolorowy telewizor – opowiada łobżenicki pszczelarz.

Dziś wyrób miodu nie jest już tak dochodowym zajęciem i jak mówi pan Stanisław, przy jego wielkości produkcji waha się na pograniczu opłacalności.

Przytulić pszczołę do twarzy

Stanisław Jendrzejewski przestał zajmować się pszczołami na początku lat dziewięćdziesiątych. Rozpoczął wtedy budowę domu i nie mógł dłużej zajmować się pszczołami. Nie pozwalały mu na to również obowiązki na stanowisku burmistrza. Do pszczelarstwa powrócił kilka lat temu, kiedy przeszedł na emeryturę.

Lata pracy sprawiły, że o pszczołach wie on właściwie wszystko i bez problemu odczytuje wysyłane przez nie sygnały. Wie, kiedy lepiej się do nich nie zbliżać, a kiedy można zajrzeć do ula bez najmniejszej obawy.

- Z pszczołami trzeba się zaprzyjaźnić. Należy z nimi rozmawiać. One muszą czuć, że pszczelarz darzy je uczuciem. Pszczołę można, a nawet trzeba czasem pogłaskać i przytulić do twarzy. Ja robię to bardzo często – mówi pan Stanisław.

Łobżenicki pszczelarz rzadko ubiera odzież ochronną, kiedy zagląda do swoich pszczół. Oczywiście zdarza się, że i jego użądli jedna czy dwie. Na nim jednak te ukąszenia nie robią większego wrażenia. Jak mówi, chyba się już na to uodpornił i po użądleniu nawet nie czuje swędzenia czy pieczenia.

 

P. Zdunek

 
> Galeria zdjęć (losowe zdięcia)
Dodano: 2009-09-30 Dodano: 2010-04-20 Dodano: 2009-07-07 Dodano: 2010-04-20