Miody w 2006 - udany rok dla pszczelarzy / Strona główna <

Miody w 2006 - udany rok dla pszczelarzy

Pszczelarze kończą zbiory miodu. Czekają jeszcze tylko na wrzosowy i spadziowy i można będzie podsumować rok. Wyniki będą rewelacyjne.
Europejskimi rekordzistami w spożyciu miodu są Niemcy. Przeciętny obywatel zjada go tam prawie dwa kilogramy rocznie. Polak - tylko sześćdziesiąt deko, ale i to bardzo cieszy pszczelarzy, bo tendencja jest rosnąca. Jeszcze kilka lat temu konsumowaliśmy go o połowę mniej.
- Dużo zrobiły media, informujące o zdrowotnych zaletach miodu oraz zmiana naszych przyzwyczajeń żywieniowych. Coraz częściej Polacy szukają zdrowej, naturalnej żywności, a nasz miód to esencja zdrowia - tłumaczy Tadeusz Sabat kierujący Polskim Związkiem Pszczelarskim.
W tym roku 40 tysięcy polskich pszczelarzy zbierze ok. 25 tys. ton miodu. To o 8 tys. ton więcej niż w 2005 r.
Rok zapowiadał się kiepsko, bo ciężka zima zabiła wiele owadów, a te, które wiosną wyleciały z uli, były słabe. Także lipcowa susza nie sprzyjała miodobraniu.
- Okazało się, że pszczoły lubią taką pogodę i po pierwszym zimnym i deszczowym okresie wykorzystały wszystkie ciepłe dni - uważa Tadeusz Sabat.
Najdroższy jest wrzosowy.
Najlepsze miody wielokwiatowe i akacjowe pochodzą z Lubuskiego. Średnia krajowa wydajność wynosi dla tych miodów 10 kg z ula. W okolicach Zielonej Góry pszczelarze zbierali w tym roku nawet po 20 kg.
Lipowego i gryczanego najwięcej zrobiły pszczoły z pasiek Lubelszczyzny (12 - 15 kg na ul). Miodu gryczanego będzie w tym roku po 10 kg z ula, a w pasiekach wędrownych nawet 15 kg. Średnio jedna pszczela rodzina wyprodukowała w tym roku do 10 kg miodu.
Wśród wszystkich gatunków polskich miodów najdroższy jest w tym roku wrzosowy (ok. 35 zł/kg) z borów dolnośląskich od Legnicy po Zieloną Górę.
- To efekt bliskości Niemiec, gdzie kilogram miodu wrzosowego kosztuje 18 euro i jest rzadkością, bo wrzosów w Niemczech rośnie mało - wyjaśnia Tadeusz Sabat.
Przy ogromnym zapotrzebowaniu Niemcy produkują u siebie tylko 40 tys. ton rocznie. Importują jeszcze 80 tys. ton, dużo z Polski. Dwa tysiące uli.
Do Niemiec sprzedaje miód rodzina Tkaczuków z Grzegórzek na Mazurach, posiadająca największą polską pasiekę na 2000 uli. Pszczelarzami są w rodzie ojciec Stefan i dwaj synowie Piotr i Janusz.
- Ten rok oceniamy jako średni. Może dlatego, że w okolicach Szczytna, gdzie działamy, jest specyficzny mikroklimat. W 2005 r. mieliśmy z ula 40 kg miodu, a w tym ok. 30 kg - wylicza Stefan Tkaczuk.
W rodzinnej firmie miód jest przelewany do słoików z własnymi etykietami i wysyłany do sklepów i firm posiadających uprawnienia eksportowe.
- Nie sprzedajemy do dużych zakładów, bo tam ceny niskie - dodaje pszczelarz.
Tadeusz Sabat potwierdza, że 60 proc. polskich pszczelarzy samodzielnie sprzedaje miody ze swoich pasiek. Pozostali zrzeszają się w spółdzielniach. Warmińska Spółdzielnia Pszczelarska skupia ok. 50 osób, od których kupuje miód po 6 - 8 zł za kilo.
- Duże zakłady dają pszczelarzom 2 - 3 zł, dlatego mało ludzi tam sprzedaje i firmy te importują tani miód np. z Chin - wyjaśnia Mirosław Piątkowski, prezes Warmińskiej Spółdzielni Pszczelarskiej.
W tym roku spółdzielnia skupi ok. 40 ton miodu przede wszystkim wielokwiatowego i lipowego.
Jacek Pieńkos, właściciel Leśnego Dworu na Mazurach, sam ma ok. 300 uli. Skupuje też miód od kilkudziesięciu innych pszczelarzy. W tym roku z ula jest 30 - 35 kg, rok temu było to ok. 20 kg.
- Rośliny dają więcej nektaru i więcej jest spadzi - tłumaczy dobre zbiory. Nie składamy broni.
Tadeusz Sabat zwraca uwagę, że średni wiek polskiego pszczelarza obniża się (obecnie wynosi 60 lat), zmienia się też struktura społeczna. Teraz zawodowym pszczelarstwem parają się nie rolnicy, ale inteligenci.
- Do hodowli potrzebna jest coraz większa wiedza. Kto w tym roku nie podawał pszczołom czystej wody w czasie suszy, nie ma dużo miodu. Trzeba wiedzieć, że nie stawia się uli przy wielkich fermach trzody, bo w gnojowicy mogą być antybiotyki. Od wejścia do Unii polski pszczelarz musi śledzić zmiany w przepisach i normach, nowinki technologiczne. Dwadzieścia lat temu wystarczyło 80 pszczelich rodzin do dobrego życia pięcioosobowej rodziny pszczelarza. Dziś, aby z miodu żyć, potrzeba co najmniej 200 uli - mówi prezydent Polskiego Związku Pszczelarzy (PZP).
Sen z powiek polskim pszczelarzom spędza teraz dodawanie do cukru przeznaczonego dla zwierząt tzw. substancji wrażliwych, które eliminują jego przydatność do spożycia przez ludzi. W czerwcu PZP wystąpił do Komisji Europejskiej o odstąpienie od denaturacji i danie możliwości pszczelarzom zakupu tańszego cukru spożywczego oraz ochronę rynku Unii przed importem tańszych miodów spoza Unii, np. z Chin i Brazylii, niewolnych od niekorzystnych substancji.
- Na razie w Brukseli nie zapadły satysfakcjonujące nas decyzje, ale nie składamy broni - zapewnia Tadeusz Sabat.
(Rzeczpospolita)

 
> Galeria zdjęć (losowe zdięcia)
Dodano: 2010-11-13 Dodano: 2007-08-16 Dodano: 2010-11-13 Dodano: 2009-04-24