Miłość i pszczoły / Strona główna <

Miłość i pszczoły

A teraz w jaki sposób odbywa się zapłodnienie kró-
lowej? I tutaj natura przedsięwzięła środki niezwy-
czajne, by umożliwić zjednoczenie się samca i samicy
z oddzielnych rodów. Jest to prawo dziwne, do którego
wydania nic jej nie zmuszało, kaprys może, lub począt-
kowa jakaś pomyłka, na której naprawę użyć trzeba naj-
przedziwniejszych, bujnych sił, oraz stracić mnóstwo
energii.

królowa matka


Nie ulega kwestii, że świat przedstawiałby się nam
w zarysach nierównie prostszych, zrozumialszych i nie
w tak smutnej postaci jak ta, którą mamy przed sobą,
badając różne przejawy, gdyby natura na zabezpieczenie
życia, złagodzenie cierpień, osłodzenie śmierci, odsunię-
cie straszliwych nieszczęść i przypadków zużyła bodaj
połowę onej genialnośei, którą marnuje na doprowadze-
nie do skutku krzyżowania, oraz kilku innych żądań ar-
bitralnych.
Wokół dziewiczej królowej żyje z nią w ulu całe mnó-
stwo, żyją całe setki samców, pełnych sił, zapału, zaw-
sze opitych miodem, zawsze gotowych do aktu miłos-
nego, który jest jedyną ich racją istnienia. Ciągle są
blisko obok siebie dwie płci, których popęd miłosny gdzie
indziej obala największe przeszkody. A jednak zapłod-
nienie nie odbywa się nigdy we wnętrzu ula i nigdy nie
zdołano zapłodnić królowej uwięzionej. Otaczający ją za-
lotnicy nie wiedzą zgoła z kim mają do czynienia, dopóki
znajduje się pośród nich. Nie zdają sobie sprawy, że
siedzą z nią na tym samym plastrze, że śpią razem, że
potrącili ją niewiadomo ile razy, cisnąc się do jadła, czy
wychodząc nawet z ula na harc miłosny. Chcąc ją posiąść,
polecieć muszą daleko, zazwyczaj w wysoką dal lazuru,
gdzieś aż pod chmury. Wydaje się, jakoby ich oczy
wspaniałe, zdobiące głowę kaskiem połyskliwym, nie do-
strzegały wcale królowej na ziemi, a dopiero gdy się
wzniesie w powietrze, śledzą ją pożądliwie. Codziennie,
od jedenastej do trzeciej, w porze największego natęże-
nia światła, a zwłaszcza w samo południe, które aż
po krańce nieboskłonu roztacza swe skrzydła szafirowe,
kiedy wibrujące promienie niosą ziemi dar ciepła, wy-
chodzi z ula czereda rozswawolonych zuchów, zdobnych
w powiewne pióropusze i spieszy na poszukiwanie ko-
chanki, jakiej nie ma w żadnej chyba legendzie. Uko-
chana jest od tamtych bardziej dostojna i mniej dostępna,
albowiem otacza ją świta pretendentów z dwudziestu
czy trzydziestu miast, przybyłych nieraz z daleka, z od-
ległych okolic. Liczba zalotników dosięga często dzie-
sięciu tysięcy, a z całej ciżby zostanie wybrany jeden
tylko i to na chwilę zaledwo, na jeden uścisk miłosny,
który, wraz z upojeniem szczęścia zada mu jednocześnie
śmierć. Wszystkie inne latać będą daremnie obok pary
kochanków, zwartych w splocie małżeńskim i rozproszą
się na wszystkie strony, nie oglądając nawet końca go-
dów miłosnych.

Nie przesadzam wcale, mówiąc o tej rozrzutności na-
tury, W ulu silnym mamy zazwyczaj czterysta do pięciu
set samców. W ulach słabych, lub zdegenerowanych
bywa często cztery do pięciu tysięcy, bo im bardziej ul
chyli się do upadku, tym więcej wytwarza trutniów.
Przyjąć można, że przeciętnie pasieka, złożona z dziesięć
ciu kolonii, wyrzuca w danej chwili w powietrze dzie-
sięć tysięcy samców, z których ledwo dziesięć do pięt-
nastu zdoła dokonać jedynego aktu, dla którego zjawiły
się na świecie.
Zanim do tego dojdzie, trutnie pochłaniają zapasy ula
tak łapczywie, że trzeba pracy pięciu, sześciu robotnic
i to pracy nieustannej, by wyżywić jednego trutnia. Są
one bowiem leniwe, żarłoczne i pracują jeno podczas je-
dzenia szczękami. Ale zawsze, gdzie idzie o sprawy
i przywileje miłości, natura okazuje się hojną i wspa-
niałomyślną. Skąpi jeno tym, którzy pracują. Surowa
i niechętna jest zwłaszcza wobec wszystkiego, co nosi
u ludzi miano cnoty. Tymczasem najmniej nawet inte-
resującym kochankom rozdaje pełną dłonią klejnoty,
ozdoby i łaski w mierze wprost przesadnej. Zda się, że
woła wielkim głosem: — Łączcie się! Mnóżcie się! Nie
ma praw innych, ni innego poza miłością celu! — A po-
tem dodaje półgłosem: — Gdy się to stanie, radźcie so-
bie dalej sami, żyjcie, lub umierajcie, to już nie moja
rzecz!

 

Maurice Polydore Marie Bernard Maeterlinck

 
> Galeria zdjęć (losowe zdięcia)
Dodano: 2008-06-14 Dodano: 2010-11-13 Dodano: 2010-11-13 Dodano: 2009-07-06