Funkcja użyteczności Pana Boga / Strona główna <

Funkcja użyteczności Pana Boga

­Miał jed­nak peł­ne pra­wo sfor­mu­ło­wać swą ­myśl tak, jak to uczy­nił: „Kwia­ty są kolo­ro­we, a ­więc war­to tro­chę się natru­dzić i prze­pro­wa­dzi­ć eksperymenty, ­żeby spraw­dzić hi­po­te­zę, czy pszczo­ły nie posia­da­ją zdolności bar­w­ne­go widze­nia". Po ich ­prze­pro­wa­dze­niu stwie­r­dził zaś, że pszczo­ły bar­dzo dob­rze roz­róż­nia­ją kolo­ry, ­tyle że spek­t­rum świat­ła widzial­ne­go ­jest dla nich nie­co ­prze­sunię­te wzglę­dem nasze­go, nie ­widzą bowiem świat­ła czer­wo­ne­go (my na ich miej­scu nazwa­libyś­my je pew­nie „podżół­cią"), widzą za to ­fale świe­t­l­ne o ­krót­szej dłu­goś­ci, któ­rych my nie może­my dos­t­rzec, nazy­wa­ne ult­ra­fio­letowy­mi. Ult­ra­fio­let to dla nich odręb­ny ko­lor określa­ny nie­kie­dy mianem „pszcze­lego fio­le­tu".

 


Gdy von ­Frisch ­odkrył, że pszczo­ły ­widzą ult­ra­fio­le­to­wą ­część wid­ma, prze­pro­wa­dził kolejne rozu­mo­wa­nie ­przy uży­ciu meta­fo­ry ­celu. Z­adał ­sobie ­tym razem pyta­nie, po co pszczo­łom zdol­ność widze­nia ult­ra­fio­le­tu. W ­dalszych roz­wa­ża­niach powró­cił do kwia­tów. Cho­ciaż nie widzi­my ult­ra­fio­le­tu, potra­fi­my wyko­nać bło­nę fotog­ra­ficz­ną czu­łą na ­fale świetl­ne o tej dłu­goś­ci. Co wię­cej, może­my posłu­żyć się spec­jal­ny­mi fil­t­ra­mi, któ­re prze­pusz­cza­ją ult­ra­fio­let, a zatrzy­mu­ją ­fale ze spek­t­rum widzial­ne­go dla czło­wie­ka. Kie­rując się intu­ic­ją, von ­Frisch wy­ko­nał ­serię ult­ra­fio­le­to­wych ­zdjęć ­kwia­tów i ku ­swej radoś­ci odkrył, że na foto­gra­fiach wid­nie­ją zło­żo­ne z kre­sek i kro­pek wzo­ry, któ­rych oko ludz­kie nie jest w sta­nie do­strzec. Kwia­ty, któ­re dla nas są po pros­tu żół­te lub bia­łe, w rze­czy­wis­toś­ci zdo­bi jesz­cze ult­ra­fio­le­to­wy ­deseń, zwy­k­le będący znakiem roz­po­zna­wczym dla poszu­ku­jących nek­ta­ru ­pszczół. Meta­fo­ra prze­myś­la­ne­go i celo­we­go dzia­ła­nia zno­wu speł­ni­ła swo­ją funk­cję: kwia­ty, jeże­li ­były stwo­rzo­ne w spo­sób prze­myś­la­ny, musia­ły wyko­rzys­tać ­fakt, iż pszczo­ły ­widzą świat­ło ult­ra­fio­le­to­we.

Kie­dy ­Karl von ­Frisch był już w sędzi­wym wieku, dzie­ło ­jego ­życia, epo­ko­wą pra­cę o tań­cu ­pszczół, pod­dał kry­ty­ce ame­ry­kań­s­ki bio­log ­Adrian Wen­ner, który zakwes­tio­nował wyni­ki badań i wnios­ki au­striac­kie­go uczonego. Von ­Frisch ­miał jed­nak szczęś­cie ­do­żyć chwi­li, gdy je­go teo­ria zos­ta­ła ostatecz­nie potwie­r­dzo­na ­przez inne­go ame­ry­kań­skie­go bio­loga Jame­sa L. Goul­da, obe­c­nie wyk­ła­da­ją­ce­go na Prin­ce­ton Uni­ver­si­ty. Go­uld doko­nał ­tego, prze­pro­wa­dza­jąc jede­n z naj­bar­dziej błys­kot­li­wych eks­pe­ry­men­tów w dzie­jach bio­lo­gii. Pokrót­ce opi­szę ­całą tę his­to­rię, ­gdyż bar­dzo dob­rze ilustruje ona to, co chcia­łem powie­dzieć o przy­dat­noś­ci ro­bo­czego zało­że­nia, iż natu­ra dzia­ła jak­by wed­ług „prze­myś­la­ne­go pla­nu".

 


Wen­ner i ­jego zwo­len­ni­cy nie negowa­li ist­nienia czegoś takie­go jak ta­niec ­pszczół. Nie prze­czy­li ­nawet, że ­taniec ten nie­sie ze ­sobą wszys­t­kie infor­mac­je, o któ­rych ­mówił von ­Frisch. Wen­ner potwier­dził też, że oś figu­ry tanecz­nej wzglę­dem osi pio­no­wej plas­t­ra wska­zu­je kie­ru­nek wzglę­dem Słońca, w ­jakim znaj­du­je się poży­wie­nie. Nie zga­dzał się jed­nak, że ­inne pszczo­ły są w sta­nie odczy­tać tę infor­mac­ję. Przyznawał, że częs­tot­li­wość obro­tów ­jest odwrot­nie pro­po­rcjo­na­lna do odleg­ło­ści od pokarmu i że w ­innych ele­men­tach tań­ca pszczoły-zwiadowcy zakod­o­wa­na jest rów­nież ­in­for­mac­ja o poło­że­niu nek­ta­ro­daj­nych kwia­tów. ­Tyle że — stwie­r­dził Wen­ner — nie ­mamy żadne­go dowod­u na to, iż ­inne pszczo­ły rozu­mie­ją kod i od­bie­ra­ją tę infor­mac­je. ­Mogą ją po pros­tu igno­ro­wać. Wed­le scep­ty­ków ze szko­ły Wen­ne­ra eks­pe­ry­men­ty von ­Fris­cha ­były nacią­ga­ne. Powtó­rzy­li je zatem, uwz­ględ­nia­jąc alter­na­tyw­ne spo­so­by odnaj­dywania pożywienia przez pszczo­ły, i oka­za­ło się, że nie sta­no­wiły one wca­le jednoznacznego dowod­u na praw­dzi­wość hipo­te­zy von Fris­cha o języ­ku tań­ca ­pszczół.

W tym miej­scu ­naszej opo­wie­ś­ci na sce­nę wkra­cza ­James ­Gould ze swo­i­m genial­ny­m eks­pery­men­tem. ­Wyko­rzys­tał on dob­rze zna­ny ­fakt zwią­za­ny z za­cho­wa­niem ­pszczół miod­nych, o którym wspo­mnia­łem w poprze­dnim roz­dzia­le, to miano­wicie, iż owady te zwy­k­le odby­wa­ją ­swój ­taniec w zupeł­nych cie­m­noś­ciach ula i odwzo­ro­wu­ją pozio­my kie­ru­nek wobe­c Słońca na pio­no­wej płasz­czyź­nie plas­t­ra. Nie spra­wia im jed­nak trud­noś­ci prze­sta­wie­nie się na bez­po­śred­nie wska­zy­wa­nie kie­run­ku wzglę­dem źród­ła świat­ła — jak zapew­ne czy­ni­li to pra­pra­przod­ko­wie dzi­siej­szych ­pszczół — jeże­li tyl­ko w środ­ku ula zapa­li­my świat­ło. Zapo­mi­na­ją wów­czas o gra­wi­ta­cji i okreś­la­ją kie­ru­nek wed­ług ­żarów­ki zastę­pu­ją­cej im Słońce. ­Taka zmiana nie powoduje bynaj­mniej nie­po­ro­zu­mień u ­innych ­pszczół obser­wu­ją­cych ­taniec infor­ma­tor­ki. Owady rozu­mie­ją go dok­ład­nie tak, jak powin­ny, z uwz­ględ­nie­niem zmia­ny ukła­du odnie­sie­nia z osi pio­no­wej plas­t­ra na źród­ło świat­ła w posta­ci żarów­ki. Wyla­tu­jąc z ula, kie­ru­ją się niez­mien­nie w stro­nę wska­za­ną ­przez tan­cer­kę, nie­za­leż­nie od ­tego, co sta­no­wi­ło dla ­niej ­punkt odnie­sie­nia.

Przej­dźmy wresz­cie do genial­ne­go pomys­łu ­Jima Goul­da: badacz powle­kł ­oczy pszczo­ły tan­cer­ki czar­nym sze­la­kiem, by nie mog­ła ­widzieć żarów­ki. Od­by­wa­ła więc ­swój zaszyf­ro­wa­ny ­taniec w zwy­k­ły spo­sób, bio­rąc za ­punkt odnie­sie­nia pio­no­wą oś plas­t­ra. Nato­miast ­inne pszczo­ły, któ­re śle­dzi­ły jej ­taniec, nie mia­ły zasło­nię­tych ­oczu i mog­ły ­widzieć palą­cą się żarów­kę. In­ter­p­re­to­wa­ły zatem ­taniec zwia­dow­cy wed­ług kon­wen­cji z żarów­ką za­stę­pu­ją­cą Słońce, czy­li ­wbrew inten­c­jom tań­czą­cej. Mie­rzy­ły kąt mię­dzy kie­run­kiem wy­zna­czo­nym ­przez ta­niec a kie­run­kiem pada­nia pro­mie­ni sło­necz­nych, pod­czas gdy dla ­samej tań­czą­cej ­układ odnie­sie­nia two­rzył ­pion ­wyczu­wal­ny za pomo­cą zmys­łu gra­wi­ta­cji. W prak­ty­ce ozna­cza­ło to, że ­Gould zmu­sza pszczo­łę-zwia­dow­cę do nada­wa­nia fał­szy­we­go ­kodu poło­że­nia nek­ta­ro­daj­nych kwia­tów. Zafał­szo­wa­nie ­było w tym przy­pad­ku bar­dzo kon­kret­ne i do­tyczy­ło wyłącz­nie kierun­ku, w ­jakim znaj­du­je się poży­wie­nie. ­Gould ­mógł swo­bod­nie mani­pu­lo­wać róż­ni­cą mię­dzy kie­run­kiem, któ­ry poka­zy­wa­ła tan­cer­ka, a kie­run­kiem odczy­ty­wa­nym ­przez pozos­ta­łe pszczo­ły. Po­wtó­rzył swoje do­świad­cze­nie wie­lok­rot­nie na rep­re­zen­ta­tyw­nej próbie ­pszczół i ­przy róż­nych war­toś­ciach ­kątów wyz­na­cza­ją­cych kie­run­ki. Za każ­dym ­razem pszczo­ły obie­ra­ły kie­ru­nek odchy­lo­ny od właś­ci­we­go o prze­wi­dzia­ną ­przez Goul­da wiel­kość. W ten spo­sób pie­r­wot­na hipo­te­za von Fris­cha uzys­ka­ła osta­tecz­ne potwie­r­dze­nie.

 


Nie opo­wie­dzia­łem tej his­to­rii wyłącz­nie dla­te­go, że sama w ­sobie ­jest cie­ka­wa­. Chcia­łem ją wyko­rzys­tać do zwró­ce­nia uwa­gi zarów­no na nega­tyw­ne, jak i pozy­tyw­ne aspek­ty wyko­rzys­ty­wa­nia ro­bo­cze­go za­ło­że­nia, iż natu­ra ­dzia­ła wed­ług prze­myś­la­ne­go pla­nu. Kie­dy po raz pie­r­w­szy zet­k­ną­łem się z pis­ma­mi Wen­ne­ra i ­jego zwo­len­ni­ków, nie ukry­wa­łem lek­ce­wa­żą­ce­go sto­sun­ku do ich tez. Nie ­było to wca­le dob­re, nie­za­leż­nie od ­tego, że w ko­ńcu oka­za­ły się one błęd­ne. ­Moje ­lek­ce­wa­że­nie wyp­ły­wa­ło bowiem z cał­ko­wi­cie bez­kry­tycz­ne­go zasu­ge­ro­wa­nia się za­ło­że­niem „o natu­rze dzia­ła­ją­cej wed­ług prze­myś­la­ne­go pla­nu". Wen­ner nie prze­czył wca­le, że ist­nie­je coś takie­go jak ­taniec ­pszczół, ani też nie pod­wa­żał twie­r­dzeń von Fris­cha na ­temat za­kod­o­wa­nych w nim infor­mac­ji. Ogra­ni­czył się jedy­nie do zakwes­tio­no­wa­nia fak­tu, iż pozos­ta­łe pszczo­ły po­tra­fią od­czy­tać te infor­mac­je. Dla ­mnie i dla ­innych dar­wi­nis­tów twie­r­dze­nie ­takie ­było nie do przy­ję­cia. Nie ­dopuszczaliśmy myśli, by tak wy­so­ce skom­p­li­ko­wa­ny i prze­myś­l­ny sposób prze­ka­zy­wa­nia infor­ma­cji jak ­taniec ­pszczół ­miał się oka­zać zupeł­nie bez­celo­wy. Z nasze­go pun­k­tu wi­dze­nia tak dos­ko­na­ły sys­tem kod­ów ­mógł ­powstać jedy­nie na dro­dze doboru natu­ral­nego. W pew­nym sen­sie wpad­liś­my ­więc w tę ­samą pułap­kę, w któ­rą wpa­da­ją kre­ac­jo­niś­ci, zach­wy­ca­jąc się cuda­mi na­tu­ry. ­Taki ­taniec ­musiał, wed­ług nas, cze­muś słu­żyć, a naj­lep­szym uza­sad­nie­niem dla ­jego ist­nie­nia wyda­wa­ła się teo­ria o prze­ka­zy­wa­niu infor­ma­cji na ­temat miej­sca wys­tę­po­wa­nia poży­wie­nia. Tym bar­dziej, że zna­ko­mi­cie tłu­maczy­ła ona kore­lac­ję mię­dzy kie­run­kiem wska­zy­wa­nym w cza­sie tań­ca ­oraz ­jego szyb­koś­cią a kierun­kiem i odleg­łoś­cią, w jakiej znaj­du­je się poży­wie­nie. Dla­te­go według nas — dar­wi­nis­tów - Wen­ner po pros­tu ­musiał się ­mylić. ­Byłem wów­czas tak pe­wny swe­go, że ­nawet gdy­bym ­miał ­geniusz Goul­da i ­wpadł na ­pomysł eks­pe­ry­me­ntu z zasła­nia­niem pszczo­le ­oczu, nie zadał­bym ­sobie tru­du, ­by go ­prze­pro­wa­dzić.

­Gould oka­zał się genial­ny nie tyl­ko dla­te­go, że ­wpadł na ­pomysł takie­go eks­pe­ry­men­tu, ale rów­nież z tego względu, iż zrozu­miał potrze­bę prze­pro­wa­dze­nia go, nie daw­szy się ­zwieść zało­że­niu o „na­tu­rze dzia­ła­ją­cej wed­ług prze­myś­la­ne­go pla­nu". Jed­nak­że ­cały ­czas poru­sza­my się w ­naszych roz­wa­ża­niach po cien­kiej ­linie. Podej­rze­wam, że ­Gould, tak jak ­przed nim von ­Frisch ­przy bada­niu ba­rwne­go widze­nia ­pszczół, przy­stę­po­wał do eks­pe­ry­men­tu z wia­rą, iż przy­nie­sie on pozy­tyw­ny re­zul­tat i że ­wart ­jest zachod­u, właś­nie za sprawą ­prze­kona­nia o celo­woś­ci zjawisk natu­ry.


Spró­buj­my odna­leźć ich fun­k­cję uży­tecz­noś­ci, czy­li to, do cze­go mak­sy­ma­li­za­cji ­dążą. Poten­c­jal­nie moż­na wyob­ra­zić ­sobie ­takich uży­tecz­noś­ci bar­dzo wie­le, ale osta­tecz­nie oka­zu­je się, że wszystkie spro­wa­dza­ją się do jed­nej. Dob­rym spo­sobe­m na bar­dziej obra­zo­we sfor­mu­łowa­nie nasze­go zada­nia ­jest wy­ob­ra­że­nie ­sobie, że wszelkie ­żywe stwo­rze­nia są dzie­łem Bos­kie­go Inży­nie­ra, a my mamy roz­po­zna­ć za pomo­cą meto­dy odwrot­nej inży­nie­rii, co ON ­chciał mak­sy­ma­li­zo­wać. Inny­mi sło­wy pytamy, ­jaka ­jest fun­k­cja uży­tecz­noś­ci ­Pana ­Boga.

 

Autor tekstu: Richard Dawkins

 
> Galeria zdjęć (losowe zdięcia)
Dodano: 2009-09-30 Dodano: 2009-07-06 Dodano: 2010-11-13 Dodano: 2009-05-05