Collony collapse disorder czyli destrukcyjne załamanie rodzin pszczelich / Strona główna <

Collony collapse disorder czyli destrukcyjne załamanie rodzin pszczelich

Pszczelarze będący na bieżąco z wiadomościami podawanymi w zagranicznej prasie pszczelarskiej, zwłaszcza amerykańskiej, nie mieli wątpliwości: do naszego kraju dotarł syndrom masowego ginięcia rodzin pszczelich, określany jako CCD (collony collapse disorder – destrukcyjne załamanie rodzin pszczelich). Jedynym sposobem ratowania zagrożonych wyginięciem pszczół w żyjących jeszcze rodzinach było możliwie jak najdokładniejsze zwalczenie bytujących w nich roztoczy Varroa. Wysoce prawdopodobnym bowiem było, że czynnikiem usposabiającym rozwój nowego zespołu chorobowego jest silne porażenie pszczół przez warrozy. Tradycyjnie wykonywane zabiegi lecznicze, polegające na jesiennym odymianiu rodzin Apiwarolem oraz umieszczaniu w ulach pasków Browaru lub Bayvarolu mogło nie wystarczyć. Dlatego wielu pszczelarzy wykonywało dodatkowe zabiegi, polegające na polewaniu związanych w zimowy kłąb pszczół roztworem kwasu szczawiowego lub preparatem BeeVital Hiveclean. Niektórzy koledzy powrócili do zarzuconych wcześniej metod, polegających na stosowaniu wodnych roztworów akarycydów stosowanych w ochronie roślin: Klartanu, Mavricu, Malationu i innych specyfików domowej produkcji.

 


Niestety, zdarzało się, że próba zwalczania warrozy w drugiej połowie października lub w ciepłe dni listopada nie powiodła się, bowiem wiele rodzin było bardzo słabych, lub wręcz pszczół nie było w ulach w ogóle! Wcześniej, w ciepłe jesienne dni obserwowano pszczoły pełzające przed ulami, drżące i z nastroszonymi skrzydełkami, jakby sparaliżowane. Ale prawdziwa klęska przyszła wiosną. Po udanym oblocie pod koniec lutego, a w zachodniej części Polski jeszcze wcześniej, nastąpił nawrót chłodów, trwający do końca marca. Pszczelarze, którzy zaczęli przeglądać swoje pasieki na przełomie marca i czerwca przeżyli szok. Okazało się, że wiele uli jest pustych, a często straty sięgały 90 i więcej procent. Ku ogólnemu zdziwieniu, w plastrach pozostały duże ilości zapasów, a na dnie uli nie było osypu. Wiele z tych rodzin, które przetrwały, było w mizernej kondycji i nie rokowało osiągnięcia zadowalającej siły nie tylko na pierwsze, ale i późniejsze pożytki.
Trudno było określić przyczyny tak dużych strat zimowych. W pierwszym rzędzie podejrzenie padło na rolników, stosujących środki ochrony roślin. Powodów upadku pszczół doszukiwano się też w wyjątkowo silnej inwazji warrozy, spowodowanej dwoma pod rząd łagodnymi zimami i nabyciem przez roztocza oporności na środki lecznicze. Jednak do dużych strat doszło często i w pasiekach, w pobliżu których nie stosuje się chemii w rolnictwie oraz tych, w których skrupulatnie zwalczono warrozy nie poprzestając na pojedynczym zabiegu przy użyciu jednego rodzaju środka. Zdarzało się też, że przetrwały pasieki, w których zabieg przeciwko warrozie wykonano pobieżnie lub rodzin nie leczono w ogóle. Jednym słowem, objawy choroby wyglądały tak samo, jak w pasiekach amerykańskich przed dwoma laty i w Zachodniej Europie rok temu.
Na szczęście z omawianym problemem zetknęły się nie wszystkie pasieki. Są pszczelarze, którzy ponieśli niewielkie straty, są też tacy, którzy wyniki zimowli maja rewelacyjne. Daje to nadzieję na przynajmniej częściową odbudowę pasiek, co ma kolosalne znaczenie nie tylko dla dobrobytu pszczelarzy, ale przede wszystkim dla utrzymania dużej różnorodności biologicznej w świecie przyrody i wysokiej produkcji roślinnej. Zarówno jeden, jak i drugi aspekt zależy od zapylania przez owady, głównie zaś przez pszczoły.

 

Sławomir Trzybiński

 
> Galeria zdjęć (losowe zdięcia)
Dodano: 2008-02-06 Dodano: 2010-11-13 Dodano: 2010-11-13 Dodano: 2010-03-28