Bezmyślność rolników / Strona główna <

Bezmyślność rolników

– Straciliśmy dorobek naszego życia – mówią załamani pszczelarze z Pasiecznika. We wsi padły miliony owadów. Wszystko przez bezmyślność rolników, którzy opryskali pola rzepaku owadobójczym środkiem. Straty są ogromne. Czy pszczelarze mogą liczyć na jakieś odszkodowanie? Co grozi sprawcom?

– Kiedy zobaczyłam leżące pod ulami całe roje, myślałam, że serce mi pęknie – opowiada Zuzanna Turwanicka. – Najbardziej bałam się jednak o męża, który miał już zawał i cztery udary. Bałam się, że on tego nie przeżyje. Pszczoły to był cały jego świat.

Jak szacują mieszkańcy, padło ponad 350 rodzin pszczół w Pasieczniku, Barcinku, Lubomierzu i okolicach. Jedna rodzina to w zależności od pory roku – od 20 do nawet 50 tysięcy pszczół.
– Wszystko przez ludzką bezmyślność – mówią poszkodowani. Rolnicy bowiem opryskali swoje pola rzepaku w nieodpowiednim czasie i pszczoły zbierające pyłki kwiatów rzepaku po prostu się zatruły. Rolnicy powinni to zrobić już po przekwitnięciu rzepaku. A nawet jeśli chcieli wcześniej, powinni poinformować o tym pszczelarzy.

Tak się nie stało. Więcej, jak podejrzewają pszczelarze, użyty środek był sprowadzony z zagranicy (prawdopodobnie z Rosji) i nie posiadał żadnych atestów. Skutki są opłakane. Szacowane straty to 350 tysięcy złotych za same pszczele rodziny. Hodowcy nie zarobią też na sprzedaży miodu.

Tymczasem pszczelarzom chodzi nie tylko o pieniądze. Turwaniccy stracili całą pasiekę, w której było 46 rodzin pszczół. Owady te były dla nich życiową pasją.
– Nigdy nie zapomnę tego strachu, kiedy dostaliśmy informację o tym co się stało – wspomina Zuzanna Turwanicka. – Nie było nas w tym czasie we wsi. Zadzwonili do nas znajomi i powiedzieli, że nasze pszczoły padają.

– Patrzeliśmy na ledwo poruszające się pszczoły i nie mogliśmy nic zrobić. Został nam tylko płacz – mówi z kolei jedna z pszczelarek. – W jednej chwili pomyślałam o latach naszej ciężkiej pracy, o tym poświęceniu, by pszczoły przetrwały kolejne zimy. Chodziliśmy do uli latami, doglądaliśmy, pilnowaliśmy. A teraz? – pyta ocierając łzy. – W życiu nie spodziewałam się, że spotka nas taka tragedia.

We wsi już mówi się, kto mógł być sprawcą zatrucia pszczół. Na razie nie ma jednak dowodów.

– Sprawcom, o ile zostaną ustaleni, grożą surowe kary finansowe – mówi Anna Fedoruk specjalista ds. pszczół Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Tyle, że pszczelarzom nie chodzi o to, by szukać winnych.
– Nie jestem mściwa i nie pójdę do sądu, ale chciałabym, żeby ludzie zaczęli myśleć i zastanawiać się dwa razy zanim ponownie coś takiego zrobią – mówi pani Zuzanna. – Jedną nieprzemyślaną decyzją zniszczyli pasje i dorobek życia wielu ludzi
.
O podtruwaniu pszczół mówiło się już w poprzednich latach. Wtedy jednak skala była dużo mniejsza. – Musiało dojść do tragedii, by ktoś dostał odpowiednią nauczkę.

Jak mówi prezes Regionalnego Związku Pszczelarzy w Jeleniej Górze Stanisław Gibadło, sporo pszczelarzy pozostało bez środków do życia.
– Liczba zatrutych pszczelich rodzin wciąż wzrasta – mówi. – Odbudowa pasiek potrwa 2–3 lata. Jeśli mieszkańców będzie oczywiście na to stać, bo jedna pszczela rodzina kosztuje około tysiąca złotych.

W ubiegłym tygodniu Zarząd Regionalnego Związku Pszczelarzy w Jeleniej Górze przystąpił do badania opylanych roślin. Próbki zostały wysłane do laboratorium do Poznania. Zatrute rośliny i owady trafiły również do Agencji Rolnej we Wrocławiu i do laboratorium związku pszczelarstwa. Na dniach poznamy wyniki.
Niestety, pszczelarze nie mogą liczyć na pomoc finansową. Ci, którzy mieli ubezpieczone pasieki, dostaną odszkodowanie. Ale takich rodzin nie było wiele.

http://jelonka.com/

 
> Galeria zdjęć (losowe zdięcia)
Dodano: 2008-06-15 Dodano: 2010-11-13 Dodano: 2009-05-05 Dodano: 2009-07-08